Nastąpił moment, w którym mogę (mam nadzieję) wyrazić swoje zdanie na temat książki, o której wspominałam na samym początku, którą właściwie chciałam rozpocząć swoją "radosną twórczość" na bloggerze jednocześnie narażając się na utratę lub zysk "aprobaty" czytelników. Cierpliwość, a raczej jej brak nie pozwolił mi jednak na to - przez co "rozgrzewałam się" wspominając kilka książek przeczytanych wcześniej, ale być może dzięki temu chociażby liczba osób która przeczyta tego posta zwiększy(ła) się np. z jednej do czterech (z tego miejsca podziękowania dla stopniowo, powolutku rosnącej liczby osób obserwujących bloga;) ).
Książkę Szymona Hołowni "Bóg. Życie i Twórczość" kupiłam w zasadzie po tym jak zdecydowałam wybrać się na jego konferencję zorganizowaną w kościele św. Marka w Krakowie.
Widziałam ją już gdzieś na billboardach, ale zwróciłam na nią uwagę, bo jakoś wcześniej nie wiedziałam nawet że Szymon Hołownia napisał książkę, a tu niespodzianka (!) bo to już piąta <zawstydzony> :) Właściwie to kupiłam ją i wybrałam się na tę konferencję z dużego sentymentu do pana Hołowni i podziwu dla jego inteligencji i konsekwencji w postępowaniu, poglądach i postawach. Tutaj link do tekstu z newsweek'a, który w znacznej części dotyczy problematyki poruszanej na konferencji: http://www.newsweek.pl/artykuly/wydanie/0/straszne-cudowne-swieta,69194,1 (jeszcze nie umiem tego zrobic w kodach html, jak się dowiem to edytuje posta:P )
I w zasadzie nie zawiodłam się, z konferencji wyszłam z dużą satysfakcją i .....autografem! :)
I nie ukrywam, że całokształt tej "imprezy" zachęcił mnie zdecydowanie do zapoznania się z tym co "popełnił" Szymon Hołownia. Tytułem wstępu a już raczej rozwinięcia wspomnieć trzeba, że nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem bardzo wierząca, co tydzień chodzę do kościoła itd. Ale nie mam też w sobie urazu do publikacji o tematyce religijnej, chrześcijańskiej włącznie oczywiście. Tajemnice wiary były w każdym razie do tej pory dla mnie nie na tyle "wybrakowane" i zszargane działaniem Kościoła Katolickiego, że raczej działały odwrotnie aniżeli było to- jak sądzę- zamierzone czyli bardziej demotywująco. Dlaczego o tym piszę? A to dlatego, że po przeczytaniu książki śmiało mogę powiedzieć, że ją polecam, ale musi to być raczej własna decyzja czytelnika i świadomość tego, że książka traktować będzie o Bogu tyle, że w innowacyjny i bardzo oryginalny, zachęcający jak dla mnie sposób przyjęty przez jej autora. Obecnie mówi się, że Kościół jest nienowoczesny. Chcecie nowoczesności? Proszę bardzo- oto książka, skarbnica metafor mocnych argumentów i w pełni przemyślanych odpowiedzi na pytania, które myślę że nurtują lub kiedyś zaczną zastanawiać większość z osób choć po trosze wierzących. Czasami autor zostawia pewien niedosyt, daje do myślenia- w zależności od intensywności i wielkości wątpliwości jest to irytujące lub dopingujące i mobilizujące do zastanowienia się nad danym faktem, problemem. Myślę, że dzięki tej właśnie cesze, dzięki nowoczesnemu pokazaniu ponadczasowości chrześcijaństwa Szymon Hołownia zdobywa coraz większą ilość fanów, odbiorców. Do tej pory jest jeden fragment, który mnie dręczy i męczy i nie wiem za bardzo jak go ugryźć i przyznam, że jednak budzi to chociażby moją ciekawość.
Od razu mówię, że przynajmniej jak dla mnie konieczna była duża koncentracja do czytania tej książki. Kiedy już do niej "siadałam" to działo się to ze świadomością, że nikt i nic nie będzie mi przeszkadzało. Nie mogę powiedzieć, żeby była to książka "do poduszki". Przepełniona jest zawiłymi opowieściami o historii ale tu znów autor wychodzi poza kanony w ten sposób, że gdyby ktoś kiedyś prowadził lekcje historii tak o niej opowiadając, to na pewno wyszłabym z tych zajęć z większą wiedzą i czymś więcej niż marną trójczyną ;)
Momentami śmiesznie, zabawnie, często poważnie, zawsze jednak konkretnie i rzeczowo. Bogate słownictwo i przede wszystkim wiedza (!) autora sprawiają, że w oczach czytelnika (czytelniczki ;) ) staje się on osobą bardzo kompetentną i godną zaufania. Z chęcią sięgnę po kolejne książki Szymona, jednocześnie obiecując poprawę i nadrabiając zaległości.
Światopoglądowo dzielą nas lata świetlne, ale zawsze szanowałam go za konsekwencję i poziom, na jakim broni swoich przekonań.
OdpowiedzUsuńo to to! :)
OdpowiedzUsuń